Bałtyk jest bardzo młodym morzem, o historii sięgającej niecałych dziesięciu tysięcy lat. To tyle co nic, jeśli porównamy to z czasem trwania zlodowaceń, które na teren Polski powracały co najmniej kilka razy na przestrzeni prawie 800 tysięcy lat!
W trakcie zlodowaceń Bałtyk rzecz jasna nie mógł istnieć. Cały jego obszar zajęty był przez ogromną czaszę lądolodu skandynawskiego, która mogła osiągać nawet kilka kilometrów grubości.
Jednak cofając się w przeszłość do czasów przed zlodowaceniami również nie zobaczylibyśmy Morza Bałtyckiego. W jego miejscu znajdowała się natomiast ogromna rzeka, być może większa nawet od Dunaju, zbierająca wody dopływów takich jak pra-Wisła oraz pra-Odra, i odprowadzając je dalej na zachód, do Morza Północnego.
Tę hipotetyczną rzekę, a raczej kilka kolejnych rzek, które płynęły na przestrzeni kilku albo kilkunastu milionów lat, nazwano Eridanem. Trochę to mylące, bo nawiązanie do mitologii greckiej może sugerować, że to jest ta rzeka, która niosła bursztyn. Tymczasem kopalna żywica powstała o wiele wcześniej (w schyłku epoki eoceńskiej), a swoją genezę zawdzięczała ona innej rzece, choć również płynącej w miejscu Bałtyku.

Tak mógł wyglądać Eridan w schyłku epoki plioceńskiej, czyli około trzy miliony lat temu. Nie znamy dokładnego przebiegu rzeki, ponieważ osady lądowe zazwyczaj zachowują się gorzej niż morskie, a dodatkowo na obszarze dzisiejszego Bałtyku zostały one w dużej mierze zniszczone przez lądolód. Poza tym Eridan płynął przez tereny zalane obecnie morzem, a ponadto na przestrzeni milionów lat musiał wielokrotnie zmieniać położenie swoich koryt.
Niezależnie od kontrowersji związanych z nazwą, konkretny przebieg i wielkość Eridanu (jedna z rekonstrukcji jest na załączonej mapie) stanowi zagadkę. Nic dziwnego – osady pozostawione przez rzekę zostały doszczętnie zniszczone przez lądolód.
Na szczęście mamy dane dotyczące klimatu i szaty roślinnej obszarów przyległych do Bałtyku. Możemy więc wyobrazić sobie, jak wyglądał Eridan – pokazują to załączone rekonstrukcje.
Kilkanaście milionów lat temu (epoka mioceńska) na terenie obecnego Bałtyku panował ciepły klimat, jak na północnym wybrzeżu dzisiejszej Zatoki Meksykańskiej. W Polsce rosły wówczas lasy, które dały początek złożom węgla brunatnego. W lasach tych dominowały cypryśniki i błotnie. Takie egzotyczne dla nas drzewa i krajobrazy leśne znajdowały się również nad Eridanem.

Zalany wodą las gdzieś w pobliżu wielkiej rzeki płynącej w pobliżu północnych granic obecnej Polski. W takich warunkach dobrze czuły się cypryśniki i błotnie, a więc drzewa występujące dziś w stanie naturalnym na przykład na Florydzie i w Meksyku. Rys. Stability AI.
Z czasem klimat był coraz bardziej suchy i ulegał bardzo powolnemu ochłodzeniu. Kilka milionów lat temu nad brzegami Eridanu i na dnie obecnego Bałtyku rosły lasy liściaste, z dębami, lipami, jesionami, ale także kasztanowcami i magnoliami.

Jeden z dopływów Eridanu w schyłku pliocenu, a więc około trzech milionów lat temu. Na terenie obecnego Bałtyku rosły lasy liściaste. Pojawiały się w nich jeszcze gatunki drzew i krzewów, które nie występują obecnie w Polsce w stanie naturalnym, preferując obszary cieplejsze. Rys. Stability AI.
Początek epoki plejstoceńskiej (około 2,5 miliona lat temu) przyniósł kolejne ochłodzenie. Eridan płynął wówczas już po stepie, na którym miejscami rosły niewielkie lasy dębowe; coraz lepiej czuły się też tutaj sosny.

Stepowy krajobraz początku epoki plejstoceńskiej, czyli sprzed około 2,5 miliona lat. Postępowało ochłodzenie, bujne lasy zostały zastąpione zbiorowiskami roślin zielnych. To przez takie obszary płynął wówczas Eridan oraz jego dopływy, w tym pra-Wisła oraz pra-Odra. Rys. Stability AI.
Z czasem krajobrazy stepowe zostały zastąpione przez tajgę i tundrę. A potem nadciągnął lądolód, kładąc kres pięknemu Eridanowi. Chyba jednak nie warto żałować tego małego końca świata, skoro dzięki niemu zamiast kolejnej (choć naprawdę wielkiej) rzeki mamy dziś Bałtyk.