Do tej pory dziura ozonowa zagrażała przede wszystkim południowej półkuli. Teraz pojawiła się także nad Arktyką.
Dziura ozonowa pojawiała się regularnie w rejonie bieguna północnego, jednak za każdym razem była tylko chwilowym zjawiskiem. Niestety, w 2011 roku sytuacja może się znacząco zmienić.
Według naukowców z uniwersytetu w Cambridge po raz pierwszy można próbować porównywać dziurę ozonową z półkuli północnej z tą, która rozciąga się nad Antarktydą. Do tej pory różnice pomiędzy nimi nie podlegały dyskusji.
Zima tego roku może więc okazać się przełomowa. Według badaczy dziura ozonowa była dwa razy większa niż w latach 1996 i 2005, kiedy odnotowano rekordowo duże ubytki w warstwie ozonowej.
Aktualną sytuację można porównać do tej, która miała miejsce na Antarktydzie w latach 80-tych ubiegłego wieku – szacują naukowcy. Od tego czasu dziura ozonowa na południowej półkuli systematycznie rosła. Dziś sytuacja jest tam o wiele gorsza.
Można przypuszczać, że podobnie będzie także na północnej półkuli. Oznacza to, że do powierzchni Ziemi dotrze o wiele więcej szkodliwego promieniowania ultrafioletowego.
Przyczyny powiększenia się dziury ozonowej nie są na razie znane. Według ekspertów z Cambridge winę za to może ponosić ochłodzenie ziemskiej stratosfery. W tym roku przez kilka miesięcy utrzymywały się w niej niższe temperatury niż zazwyczaj. Nie wiadomo jednak, czy ochładzanie się stratosfery jest długotrwałym zjawiskiem. Nie są też znane jego powody.
Źródło: New Scientist